Gospodarstwo Rolne Gołda uprawia ziemniaki na frytki. Część tegorocznej produkcji została odebrana. Reszta - około tysiąc ton ziemniaków leży bezużytecznie w hali. - Towar jest nie do sprzedania. Lockdown, przez to zatrzymana gastronomia powoduje obniżenie zapotrzebowania na przetwórstwo na frytkę. Chłodnie pękają w szwach, nie ma co z tym zrobić, na chwilę obecną można to do lasu dzikom wywieźć – przyznaje w rozmowie z youtuberem Pan Zbyszek.

Fot. YT Jockerfarm
Fot. YT Jockerfarm

- Niesprzedane ziemniaki w magazynie to równowartość na dziś około 400 ton nawozu lub jakiegoś traktora, który jest potrzebny w gospodarstwie – szacuje gospodarz. – Na samym początku nasadzeń, odbiorca poobniżał ilości kontraktowanych ziemniaków, bo już wiosną znacznie stanęła sprzedaż frytki, ale w gospodarstwie nie da się tego tak łatwo i bezproblemowo przeprowadzić. Pola były przygotowane, materiał sadzeniakowy kupiony, nikt też nie spodziewał się, aż tak drastycznego spadku sprzedaży przetworzonych produktów.

Jak podkreśla Pan Zbyszek, pandemia pokazała jak papierek lakmusowy pokazała, jak działa rynek, nie tylko rolny, ale tak samo każdy inny. - Kończy się to tak, że sieci handlowe, które w naszym kraju praktycznie przejęły cały rynek spożywczy i przetwórstwo ratują przede wszystkim swoje macierzyste firmy do tego stopnia, że będąc w markecie w Słupsku, w lodówkach z frytkami widzę opakowania z frytkami różnych marek, ale czytając kraj pochodzenia z reguły jest to Holandia czy Niemcy, a 50 km od nas jest ich fabryka, która nie może sprzedać tej frytki na rynku frytki sieciowej – stwierdził Zbigniew Gołda.

Jego zdaniem, nie lepiej jest, jeśli chodzi o sytuację z mięsem. – 26 listopad, z jakiegoś raportu cenowego czytam że w Polsce średnia cena za żywca 3,60 zł/kg, w Niemczech 5,60 zł/kg, w Holandii 5,96 zł/kg. Polscy producenci wieprzowiny są w stanie zaopatrzyć 50% zapotrzebowania rynkowego w kraju, czyli jesteśmy importerem wieprzowiny. Jakim sposobem wieprzowina zakupiona w innym kraju o 2-2,50 zł drożej przyjeżdża do nas i jest tańsza od naszej? – pyta Pan Zbyszek. I dodał: - znajomy opowiadał mi, jak jest z pstrągiem. Na Pomorzu jest duża firma, która sprowadza pstrąga z Włoch. Kupuje go za około 8 zł/kg i przywozi do Polski. Jako firma na pewno też skorzystała z pomocy covidowej ze strony państwa polskiego a krajowy producent pstrąga nie jest w stanie sprzedać dzisiaj swojego produktu za tę cenę, ponieważ to jest poniżej kosztów produkcji. Zaczęła się robić niezdrowa konkurencja, spekulacje - wykańczająca polskich producentów. To samo jest w przypadku ziemniaków, innych warzyw jak marchew, buraki, kapusta. Zaczęło to dotykać każdego rolnika.

fot. YT Jockerfarm
fot. YT Jockerfarm

- 17 grudnia zorganizowaliśmy akcję protestacyjną, przejazd na trasie Słupsk-Koszalin. Nie był to jakiś wielki protest, bo też nie o to chodziło, żeby ludziom życie utrudniać, dumni z tego też nie jesteśmy że tam się znaleźliśmy. Był to nasz protest przeciwko obecnej sytuacji, przeciwko hegemonii tych wielkich korporacji, które nie patrzą, być dać żyć wszystkim, tylko patrzą na swoje zyski. Był to też taki apel do naszych władz o to, aby się pochylić nad tym problemem, bo nie sztuką jest tu dorzucanie kolejnych pieniędzy, jakiś tam dotacji czy pomocy - bo wypłacone pieniądze pomogą ludziom tylko na chwilę, tutaj chodzi o rozwiązania prawne, takie, jak inne kraje już podjęły. Same pieniądze nie rozwiążą problemu, to jest działanie na tu i teraz, owszem ja wezmę pieniądze ale one zadziałają na zasadzie zapchaj dziury. Czyli wezmę i zaniosę szybko do banku czy urzędu skarbowego, żeby popłacić zaległości. Tu chodzi o mechanizmy prawne, rozwiązania ustawowe – 70% produktów spożywczych w sklepach niech to będą produkty wyprodukowane w danym kraju. Korporacje są i będą i nie chodzi też o to, aby się ich pozbywać, ale powtarzam - żeby zmienić mechanizmy, które funkcjonują na rynku – przyznał gospodarz.

fot. YT Jockerfarm
fot. YT Jockerfarm

W jego ocenie, dobrym rozwiązaniem i chyba dzisiaj wręcz koniecznym, jest wprowadzenie cen minimalnych. - Ale nie tylko cen minimalnych na produkty kwotowe, czyli że za dane warzywo producent nie może dostawać mniej, ale również ceny minimalne polegające na udziale procentowym, czyli że producent nie może dostać mniej niż jedną trzecia ceny detalicznej danego produktu, a tym bardziej jeśli jest to produkt nieprzetworzony typu cebula, marchew, kapusta. Chodzi tu też o jakieś zasady jeśli chodzi o produkty typu mięso, bo nie da się produkować wieprzowiny czy wołowiny za te pieniądze, które dziś rynek chce płacić. Konsument w żaden sposób nie odczuwa tego, że surowiec jest tak tani, konsument w sklepach generalnie płaci tylko więcej. Jemu się wydaje że marchewka dlatego kosztuje w sklepie 3 zł. bo rolnik ma tak wysoką cenę. A to tak nie jest.

Jeśli nie wprowadzi się stosownych rozwiązań prawnych – to np. w przypadku wieprzowiny, jak przewiduje Pan Zbyszek – będzie źle. – Chiny budują potężne fabryki świń, bo trudno to nawet nazwać fermami na 84 tys. loch w cyklu zamkniętym i są to chlewnie 13 piętrowe. W Ameryce Południowej potężne korporacje wykupują ziemię, wypalają lasy deszczowe pod uprawę soi genetycznie modyfikowanej i skończy się tak, że jedna korporacja będzie produkowała tanio soję następnie przewiezie ją statkiem do Chin, w Chinach tania produkcja wieprzowiny i dystrybucja na świat. I temat jest załatwiony.

Tymczasem – jak zauważa Pan Zbyszek - w Europie praktycznie dążenia są takie, żeby produkcję rolną wygasić, bo będziemy super ekologiczni. A nie mamy rynku na produkty ekologiczne! Co ci ludzie z tym mają robić? W wielu przypadkach skończy się tak, że będzie uprawiana brukselka, czyli tylko na dopłatę. Minimalne koszty, nawet się tego nie zbiera, bierze się dopłatę, coś tam zostanie i tak to wygląda.

- Jeżeli lockdown w gastronomii potrwa dalej, nie mam co liczyć na to, że ziemniaki sprzedam do przetwórstwa, a na wolnym rynku konsumpcyjnym, praktycznie po marcu nie ma możliwości sprzedaży starego ziemniaka w takiej ilości, bo zaraz będzie przyjeżdżał świeży młody ziemniak z Maroko, później z Cypru, Francji, Niemiec i jest koniec – przyznał gospodarz.

- Sytuacja jest więc nieciekawa – przyznał w rozmowie Jokerfarm. - W takiej sytuacji jestem nie tylko ja, w takiej samej sytuacji jest wielu rolników produkcyjnych. W Polsce mamy w granicach 1,3 mln gospodarstw, ale produkcyjnych, czyli tych, które produkują na rynek to jest może 400 tys. Konsumenci nie są tego świadomi. Każdy sobie myśli: no to nie kupujmy w marketach, kupujmy od rolnika. Ok. Sprzedaż bezpośrednia jest jak najbardziej pożądana i to też rozwiązałoby dużą część problemów ale to nie rozwiąże problemów gospodarstw wysokotowarowych. My musimy żyć z tymi sieciami handlowymi, bo one są największym dystrybutorem żywności w każdym kraju. To że walczymy dzisiaj, że musi być polskie i tak dalej, to nie znaczy, że niemiecki czy holenderski rolnik ma lepiej. On jest w takiej samej czarnej … jak i my. Hegemonia tych wielkich korporacji sieci rządzi całym rynkiem żywności. Ludzie sobie z tego nie zdają sprawy – uważa Pan Zbyszek.

- Ten czas, który mamy obecnie, czas pandemii, jasno i wyraźnie pokazuje, jak to się skończy. Skończy się to tak, że bogaci będą jeszcze bardziej bogaci (i niech sobie będą) ale biedni będą jeszcze bardziej biedni i to już się robi niefajne. Bo to dotknie każdego z nas w ten czy inny sposób, prędzej czy później. Patrząc z perspektywy ziemniaków na przestrzeni kilku ostatnich lat: ceny ziemniaka dla konsumenta w sieciach handlowych niewiele się zmieniają. Generalnie jest to 2 do 3 zł/kg. Ale u producenta ziemniaki mogą jednego roku kosztować 90 groszy, a kolejnego 15 groszy za kg. A to i tak nie oddaje obrazu sytuacji. Chodzi o stałe koszty produkcji, które jednego roku się zwracają, ale w kolejnym nie tylko nie zwracają, ale i się do nich dopłaca. Ta się nie da żyć – podkreśla gospodarz.

fot. YT Jockerfarm
fot. YT Jockerfarm

Pan Zbyszek jest posiadaczem stajni całkiem przyzwoitych maszyn rolniczych. Na fali licznych komentarzy dotyczących zaobserwowanego w czasie ostatnich strajków rolniczych bogactwa gospodarzy w postaci bardzo drogich ciągników, Jockerfarm poprosił właściciela o komentarz również w tej sprawie. – Ten traktor nie został zakupiony dlatego, że ja miałem takie widzimisię. Żeby pokazać się komuś. To nie jest tak. To jest wymóg naszych czasów. Rozwój technologii, rozwój produkcji zmusza nas do zakupywania nowych maszyn. Stare się zużywają, więc musimy kupować nowe. W dużej mierze te maszyny są kupowane z kredytów bankowych, wielu ludzi popadło w tę pułapkę, każdy z nas chce się rozwijać, każdy z nas chce też produkować lepiej, produkować taniej, a te maszyny w znacznym stopniu nam to umożliwiają. Podkreślam, w wielu przypadkach łączy się to z wielkimi kredytami – ktoś może powiedzieć, to trzeba było nie brać kredytów – ok, ale z drugiej strony bank dając kredyt nie daje go na piękne oczy, to są biznesplany, całe opracowania i zabezpieczenia.

- Obecna sytuacja na rynku, która się zresztą ciągnie od wielu już lat powoduje, że rolnicy pomimo założonych biznesplanów nie są w stanie ich wykonać, przestają obsługiwać umowy kredytowe, w wielu przypadkach jest tak, że sprzęt jest po prostu odbierany rolnikom. Tak nie powinno być. My jako producenci powinniśmy się rozwijać, a nie żyć w strachu co będzie jutro. Na dzień dzisiejszy my żyjemy w jednym wielkim strachu. W ten sposób nie da się prowadzić gospodarstwa, ani żadnej innej firmy. Ktoś powie – no to zmieńcie sobie branże – ok. ale to nie jest praca jako etat, to jest przede wszystkim też majątek tworzony pokoleniami, całymi rodzinami. Nie po to się to tworzy, aby jednego dnia doprowadzić to do zniszczenia. Kolejna rzecz jest taka, że nie oszukujmy się - jest to specyficzna branża - my zabezpieczamy społeczeństwo w żywność. Bez zapałek w Polsce da się żyć. Ostatnia fabryka została właśnie w Polsce zamknięta. Ale czy bez żywności jesteśmy w stanie żyć?

fot. YT Jockerfarm
fot. YT Jockerfarm

Drogie maszyny mogą kłuć w oczy. – Tak to jest – dziś w gospodarstwach produkcyjnych obraca się milionami. Ale to jest obrót, a efekt końcowy jest bardzo mizerny. Niejednokrotnie kończy się albo bankructwem, albo kolejnym kredytem obrotowym na dalsze funkcjonowanie, bo wielu ludzi korzysta z różnych dofinansowań, gdzie masz w umowie, że przez pięć lat musisz tę produkcję utrzymać.

- Na przykładzie tego ciągnika – to nie jest moja własność, to jest własność banku. Ja robię tylko wszystko, aby wywiązać się z umowy kredytowej. To nie jest tylko zabawka. To jest maszyna, która ma pracować, dzięki której ja mam zarabiać pieniądze. Ale jak będzie tak dalej w kraju, to wszystko zmierza wyłącznie do bankructwa. I to nie jest tak, jak mówią, że polski rolnik rodzi się i od razu narzeka. Staram się być optymistą, ale patrząc na to wszystko realnie, to niestety…. Kolejne dopłaty sprawy nie rozwiążą. To jest kolejny gwóźdź do trumny i obciążanie reszty społeczeństwa kosztami. Władze muszą się wreszcie obudzić i podjąć zdecydowane kroki w celu ochrony rodzimej, szeroko rozumianej produkcji.